
Zapowiadał się jeden z najbardziej paskudnych dni tej zimy. Zamiast śniegu, padał deszcz z gradem i chociaż chwilami wypogadzało się, zdawała się wisieć nad głowami groźba kolejnego opadu. Nikt dziś nie przyjdzie, szeptały jednostajnym tik-tak ustawione na półkach i stoliku zegary. Obserwowały Mikołaja, który każdemu z nich podarowywał drugie lub trzecie, a może i czwarte życie. Siedział pochylony nad martwą maszynerią pięknego zegara ściennego z końca XVIII wieku. Mikołaj wyciągał poszczególne elementy i zegary słyszały, jak mówił do siebie, a może do naprawianego zabytku:
– No i cóż to ci się przydarzyło, mój piękny? Ile lat służyłeś w dobrej kondycji? Trybiki masz teraz nieco wytarte. Chyba znajdę niektóre, ale ten największy trzeba będzie dorabiać. Zaraz, zaraz, chyba jednak będę taki miał… Twoje serce jest bardzo oryginalnie zdobione, muszę je oczyścić.
Mruczące cicho zegary obserwowały Mikołaja, a ten podniósł się od stolika i zaczął wyszukiwać w skrzynce odpowiednie części. Podszedł znów do naprawianego zabytku, złożył werk, zamontował, ustawił na stole, poruszył wahadłem i zegar nagle zaczął głośno i równomiernie pracować.
– No, to teraz opowiedz mi swoją historię – powiedział Mikołaj.
Ale zegar, machając jednostajnie wahadłem, wystukiwał rytm, który co prawda niewiele miał wspólnego z mową, ale za to stanowił sam sobą wielką otchłań postrzegania i zapomnienia. Tik-tak, tik-tak, rozbrzmiewały mechaniczne dźwięki, wiercąc w czasoprzestrzeni należącej do Mikołaja wielką czarną dziurę. Świadomość Mikołaja zaczęła się cyklicznie przechylać w stronę tej dziury, a gdy osiągnęła punkt krytyczny, czyli swoisty horyzont zdarzeń pamięci, Mikołaj bezsilnie osunął się na krzesło i z otwartymi ustami wpatrywał w bujające wahadło. Odpłynął. Jego jaźń cofnęła się w głąb umysłu, rozpłynęła po szarych komórkach, a jej miejsce zajęło to, co od dawna skrywała podświadomość. I tak znikły wszystkie bariery społeczne, religijne, obyczajowe i czysto ludzkie, a do głosu doszedł straszliwy twór, który zepchnięty w otchłań nieświadomości, tylko czekał na taki moment.
Mikołaj, już bez czucia i świadomości, zarzucił na siebie czarną kurtkę, której nie używał od wielu lat, założył wypastowane na glanc przez pomyłkę adidasy, przełożył przez ramie dziwnie wypchaną pederastkę i wyszedł z domu, nawet nie zamykając drzwi. Gdy mijał sąsiadkę z naprzeciwka, ta skuliła się w kłębek, przykucnęła i wielokrotnie przeżegnała. Potem Azor sąsiada z samego dołu zaskowyczał i skrył się pod schodami. Nawet gołębie rozbiegły się jak najdalej od Mikołaja. Czas stanął w miejscu, świat zamarł.
Nadchodziła apokalipsa.
Po kilkuset metrach Mikołaj stał w samotności na tramwajowym przystanku, bo wszyscy ludzie również uciekli. Stał aż do momentu, gdy nadjechał tramwaj. Krok za krokiem wspiął się do wagonu, rzucił druzgoczące spojrzenie, aż ciche jęknięcia przeszyły powietrze.
Mikołaj otworzył pederastkę. W umysłach pasażerów nastała noc. Mikołaj wyciągnął mocno przeterminowaną plakietkę Transportu Miejskiego, spojrzał piorunującym wzrokiem i rozciął powietrze słowami:
– Bileciki do kontroli!
Kto by pomyślał, że człowiek w swych mrocznych zakamarkach skrywa… kanara? ;D
Widzę, Antoni, że ostatnio idziesz w weselsze klimaty i całkiem udanie.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kiedyś w ogóle nie umiałem pisać śmiesznie, jeszcze pół roku temu. Teraz to nadrabiam.
Dzięki za kilka słów.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie
O matko, myślę, co to będzie, jaka to apokalipsa. A to kanar!! He he, Antek świetnie zbudowałeś nastrój oczekiwania zgrozy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Basiu,
no, jakoś ostatnio mam natchnienie na pisanie śmiesznych rzeczy. Pewnie popiszę takie przez pół roku, może więcej, i trzeba będzie się wziąć za kolejną rzecz, której dotychczas nie umiałem – za bajki. Bo pierwszą śmieszną rzecz napisałem około pół roku temu.
Dzięki za odwiedziny i fajnie, że Ci się spodobało.
Pozdrówka.
PolubieniePolubienie
Lubię twoje bajki. Kapturek mnie śmieszył i był po mojej linii muzycznej, czyli braku milosc i do disco polo. Pisz co Ci w duszy gra. Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pięknie zbudowałeś atmosferę. Aż żałuję, że nie poszedłeś w dłuższe i na poważnie. Mimo to jest super. Uśmiechnęłam się na koniec 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I no fajnie, PKRopeczko. Uśmiech to zdrowie.
Dzięki, że jesteś.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Witaj Antoni, wpadłam z wizytą i muszę powiedzieć, że czasu to ja u Ciebie nie zmarnowałam🙂. Dobrze napisane, lekko mimo, że dajesz do myślenia (jak zwykle). Puenta fajna. Tak trzymaj. Co do samej kontroli biletów, to od razu przypominają mi się czasy, kiedy człowiek, mimo posiadania dowodu na to, że opłacił przejazd, jechał z duszą na ramieniu…😲😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki, Czarna, za przybycie i kilka słów.
Ostatnio mam taką fazę na pisanie śmiesznych tekstów.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie