
Wszystkie cywilizacje, także te całkowicie odrębne, wykształciły taką czy inną wiarę. Ile cywilizacji, tyle wiar. Nie ważne, jak mocno rozwinęła się cywilizacja, miała swoją wiarę. Jaka jest więc przyczyna potrzeby wiary u każdego z nas? Jeden powie, że to odpowiedź na bezsensownie kończące się życie, w którym rozwinięta świadomość, także samoświadomość, kończy się nagle. Co się wtedy dzieje z tą świadomością? I z myślami, które trapiły człowieka? Ale czy myślenie, że śmierć jest powodem wiary, nie jest przypadkiem na wyrost? Czy ni jest tak, że po prostu człowiek tej wiary potrzebuje? Ma ją gdzieś zapisaną? A nawet jeśli wiara jest odpowiedzią na śmierć świadomości i występuję to w każdej cywilizacji, to czy właśnie wiara nie jest ewolucyjną odpowiedzią na pojawienie się świadomości? Tak czy inaczej, wiara u ludzi jest naturalna. Potrzeba wiary po prostu tkwi w człowieku.
A skoro jest potrzeba wiary, to żądni władzy ludzie wymyślili różne religie. Wiara jest więc naturalna, a religia to sposób manipulacji i kontroli społeczeństwa. Mimo iż społeczeństwo rozwija się, to człowiek od wielu wieków pozostaje tak samo inteligentny. Tak więc i w przeszłości znalazł się ktoś, kto wymyślił, że można wykorzystać potrzebę wiary do własnych celów.
Dziś jest mnóstwo zagorzałych ateistów, którzy zrobią wszystko, aby pokazać innym, że Boga nie ma. Czy ktoś, kto naprawdę nie wierzy, nie powinien pozostawać obojętny w kwestii wiary? A skoro nie pozostaje obojętny, znaczy to, że problem istnienia Boga go nurtuje. Tak więc mamy całe rzesze ludzi, którzy wierzą w nieistnienie Boga. Czyli sama wiara pozostaje nadal. Można w ten sposób wywnioskować, że to żadni ateiści, lecz ludzie wierzący, ale w inny sposób.
Duża też część osób dziś wierzy w to, co podsuwa np. buddyzm i ogólnie religie Dalekiego Wschodu. Tu również nie ma Boga jako takiego, istnieją jedynie nadprzyrodzone siły, które dotykają każdego z nas.
Tak więc mamy wiarę w nieistnienie Boga. I znów znaleźli się cwani, którzy wymyślili, że i tę wiarę można wykorzystać. I tak pojawiła się nowa religia. Tą religią jest wywyższanie samego siebie i cała machina tzw rozwoju osobistego. Tylko ja się zastanawiam, czy przypadkiem nie lepiej byłoby tę machinę nazwać machiną ROZBOJU osobistego. Dlaczego tak myślę? Bo boję się pomyśleć, jakie korzyści mają osoby, które wprowadziły ten rozwój osobisty. Czy to nie jest tak, że jesteśmy w ten sposób manipulowani w bardzo zawoalowany sposób? Niech się cieszy jeden z drugim, niech wydaje mu się, że się rozwija, jak ci na górze i tak czerpią z tego korzyści…