
Miasteczkowa nimfa, co Zenka śpiewała
w sukni powłóczystej i w pytę zarazem
gazu błotnego odlotu zaznała
i marsz do outletu poleciała gazem.
Biegała zziajana, bez tchu całkowicie,
szukała odzieży, co będzie zbliżona
do tego, jakie ma każdego dnia życie,
czyli zwykły drelich, nie żadna korona.
Nagle zobaczyła stoisko jak z marzeń,
gdzie ciuchy dziurawe i brudne na kupie,
podchodzi do lady i okrzykiem każe,
aby dać jej spodnie podarte na dupie.
Kiedy je przywdziała, to całych półdupków
więcej widać było aniżeli spodniów,
odtąd zamiast nimfy, dla mieszkańców smutku
biega z gołą dupą i straszy przechodniów.