
Opuściłem własny chwiejny domek na ludzkiej nóżce.
Rozpostarłem ramiona wzdłuż życia, czując
poroztopową młodość.
Przeszłość przyciemniała, przyszłość stała
się fikcją, a oczy świat(ł)em.
Szłaś po drugiej stronie, prowadząc
swój smutek i brak
moich wątpliwości.
Twoje braki podążały orlego.
Zamknąłem cię głęboko w powiekach.
Nic, co chwiejne, nie jest mi obce.