
Mówił o sobie, że jest najprzystojniejszym mężczyzną, a twarz jak ze snu.
– Trzeba je wszystkie niszczyć! Nie mają prawa bytu! Nędzne szkiełka, które nawet to, co cenne, czyli srebro, posiadają nie z tej strony! – Cisnął lustrem o posadzkę.
Pewnego dnia wyszedł z domu i poszedł w nieznane tereny: łąki, pola, lasy. I na którejś z łąk zaskoczyła go trąba powietrzna. Ogromna. Wszystko zawirowało i stracił orientację na dłuższy czas. A odłamki raniły całe ciało.
Twarz pokryły zmarszczki, których wcześniej nie zauważał. Był zwykłym facetem.
Kilka dni później kupił wielkie, drogie i najlepszej jakości lustro. I już nie chciał go tłuc.