
Największy czarodziej zebrał wreszcie wszystkie potrzebne składniki do stworzenia człowieka idealnego. Rozpalił ogień w piecu, podgrzał substancje i czekał.
– No, mój doskonały Frenkenstein właśnie powstanie – powiedział.
Nowa praca postępowała. Ulepił więc z gliny kształt człowieka, polał poranną rosą i krwią ropuchy, a następnie machnął pałeczką. Zadymiło, poszumiało i zakipiało. W obłoku zaczął się ruszać jakiś kształt. Kwadrans później powstał z prochu człowiek doskonały. Bez skazy.
– Witaj, mój idealny – powiedział czarodziej.
– Witaj stwórco, jestem tu, ale mnie nie ma.
– Jak to nie ma, przecież widzę.
– A zerknij w lustro, czy mnie widzisz?
Czarodziej wykonał polecenie. W zwierciadle nie było nic oprócz odbicia komnaty.
– Ale co to znaczy? – spytał czarodziej.
– To, że twój plan nie mógł się powieść z samego założenia.
– Ale widzę cię. Jesteś wampirem?
– Nie. Zerknij na zegarek.
Czarodziej spojrzał. Wskazówki stały w miejscu.
– Ale dlaczego, o co chodzi? – spytał czarodziej.
– Jestem postacią istniejącą poza czasem. I poza rzeczywistością.
– Ale glina, odczynniki, magia!
– To wszystko na nic. Nigdy nie osiągniesz celu.
– Ale moje założenia! Moja praca!
– To nic, będę w twojej głowie. Ilekroć o mnie pomyślisz, będziesz miał do czego dążyć.
– Ale to wszystko bez sensu – powiedział czarodziej. – Moja praca jest bez sensu.
– Nie jest. Nigdy starania nie są bez sensu.
W tym momencie dym opanował całą izbę, a zegar wybił północ.
Znikło wszystko tak, jak się pojawiło.
Z garażu rozległo się miauczenie kota.
Hej, Antoni!
Klasyczny idealizm Platoński, czyli: nie można osiągnąć doskonałości, ale i tak warto ku niej dążyć. Bo doskonałość to nie tutaj, nie na tym świecie. Kto uważa inaczej, nabawi się jedynie frustracji.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Dzięki, Gabrielu.
No dokładnie tak jest, ale wiesz, czasem nie ma wyboru, trzeba się starać na siłę, bo od tego zależy własne zdrowie.
Pozdrawiam
PolubieniePolubienie