
Miasteczkowa nimfa, co Zenka śpiewała
w sukni powłóczystej i w pytę zarazem
gazu błotnego odlotu zaznała
i marsz do outletu poleciała gazem.
Biegała zziajana, bez tchu całkowicie,
szukała odzieży, co będzie zbliżona
do tego, jakie ma każdego dnia życie,
czyli zwykły drelich, nie żadna korona.
Nagle zobaczyła stoisko jak z marzeń,
gdzie ciuchy dziurawe i brudne na kupie,
podchodzi do lady i okrzykiem każe,
aby dać jej spodnie podarte na dupie.
Kiedy je przywdziała, to całych półdupków
więcej widać było aniżeli spodniów,
odtąd zamiast nimfy, dla mieszkańców smutku
biega z gołą dupą i straszy przechodniów.
Ten za to zrozumiałem i uśmiechnąłem się nawet. Widzę, że Ciebie również drażni irracjonalna moda na noszenie dziurawych ubrań. Po tegorocznym lecie mam już dosyć oglądania czyjegoś cellulitu straszącego na ulicach.
Znów bardzo zgrabne i do tego zabawne rymy, Antoni.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hej, Gabrielu,
ten wierszyk powstał w ramach pisanie, analogicznego do tego, na które Cię zapraszałem. Zajęło mi to 20 minut, więc nie jest super dopracowany.
Generalnie chyba nie mam nic przeciwko podartym spodniom, o ile noszą je dość młodzi ludzie. Ale jak widzę kogoś około 50tki w takich…
Dzięki i pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba