
Była w domu. Pokazała, co potrafi, wszyscy pokiwali z uznaniem głowami, i odeszła w szeroki świat, gdzie niebo stanowiło limit.
Wzniosła się nad umartwioną ziemię, surfowała w przestworzach, aby nie czuć matki gleby.
Któregoś dnia osiągnęła kolejny poziom sprawności. Lewel tłenty fajw został zdobyty. Udała się więc do swojego nowoczesnego boga, by otrzymać medal. Zapukała do niebieskich bram, ale zrobiła to tak mocno, że odpadła cała farba i ukazała się szara stal.
Chmura nad nią się rozwarła, a starodawny Zeus zagrzmiał i cisnął piorunem.
Porażona wróciła skąd przyszła.
Była w domu. Znów pokazała, co potrafi, wszyscy pokiwali z uznaniem głowami…
A któż to się do niebios udał. Zapewne lepiej mu wśród swoich.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Basiu,
kto się udał? Generalnie to o ludziach, którym się wydaje, że doskonaląc się, mogą osiągnąć wszystko. Bo czasem czyta się od kogoś krytykę literacką, gdzie wyszczególnione są najmniejsze potknięcia, a jakoś taka krytykująca osoba nie osiąga sukcesu. To też pułapka doskonałości.
Dzięki za słowa.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czyli te osiągnięcia puszyły się pod niebiosa i nie za wiele w sumie zdziałały.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
„Puszenie się” to chyba za duże słowo. Raczej to zagalopowanie się. Zresztą kto z nas czasem się nie zagalopuje?…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ooo ja także. Pozdrawiam serdecznie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I ja, i ja. Nic, co ludzkie, nie jest mi obce.
Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba